Dzieci to energia, to żywioł nie do opanowania. Małe istoty, które poznają świat. Muszą doświadczać, badać i odkrywać, a co za tym idzie — muszą się też brudzić. Nie bez powodu mówi się „Dziecko brudne, dziecko szczęśliwe”. Nigdy nie bałam się plam na ubraniach, moje dzieci mogą brudzić się do woli, ale przy drugim dziecku zmieniłam taktykę. I zaraz Wam o tym opowiem…
Kiedy urodziła się Lily, uwielbiałam kupować jej fajne ubranka z różnych przedziałów cenowych, czy to od polskich projektantów, czy zagranicznych marek. Nigdy nie było mi szkoda, że pobrudzi… zresztą nie raz pisałam Wam, że lubię wydać więcej, ale mieć porządny ciuch w szafie. Nawet nie było mi szkoda, że się pobrudzi, po prostu zakładałam jej wszystkie ubranka na zmianę — jej szafa nie dzieliła się na ubranka „na co dzień” i ubranka „od święta”. Z tym że Lily nie brudziła się wcale, wiecie była z tych dzieci, co jej piasek na rączkach przeszkadzał. Z Lwem jest inaczej. Zupełnie inaczej….
Próbowałam na początku mieć tę samą taktykę — nie dzielmy szafy. Wszystko jest na teraz. Jednak nie wiem, czy to z chłopcami jest inaczej, czy po prostu Lew jest wyjątkowy i brudzi się 10 razy szybciej niż jego starsza siostra. Bywają dni, że przebieram go 5 razy w ciągu dnia. I oczywiście nie od razu, kiedy pojawia się pierwsza plama, a gdy ubranka są już naprawdę brudne. Ma chłopak talent do brudzenia się, ale to oznacza też, że się nie nudzi. A jak wspomniałam we wstępie: „dziecko brudne, to dziecko szczęśliwe”.
Mając syna, postanowiłam zmienić taktykę i podzieliłam szafę z ubraniami na dwie kategorie, co jeszcze kilka lat temu, ba, nawet kilka miesięcy temu było dla mnie nie do pomyślenia, tak jak pisałam Wam wyżej. Wychodziłam z założenia, że nie możemy oszczędzać na dzieciach, że muszą korzystać z ubranek, bo tak szybko wyrastają. Jednak wszystko się zmieniło…. Myślę też, że duże znaczenie miała nasza przeprowadzka na wieś. Tutaj dzieci naprawdę mają się gdzie brudzić, szczególnie gdy dzień zaczynamy od spaceru po rosie i sprawdzaniu, czy ciągniki wyjechały na pole. Spędzamy na dworze każdą wolną chwilę i to jest właśnie piękne… nawet ja mam swoje ubrania „przed dom”. 😉 Stawiam na wygodę, tak jak zawsze z resztą przy wyborze ciuszków, ale szukam też tańszych rozwiązań. Wiadomo, jak musisz dziecko przebierać, zmieniać ubranka, czasem nawet kilka razy dziennie, a czasem zdarzy się też tak, że już się nigdy nie odpiorą, to lepiej wydać 10 zł niż 100. I tutaj z pomocą przychodzi mi Pepco — chyba każdy wie, że to sklep, gdzie można znaleźć naprawdę szeroką ofertę odzieży w super atrakcyjnych cenach i co najważniejsze — są to ciuchy bawełniane, czyli wygodne i komfortowe (nie tylko) dla maluszków. Będąc ostatnio na zakupach, zaopatrzyłam Lwa w dresy z printami na licencji Disneya i to zakupiłam po dwie pary od razu, bo wiadomo, jak może być. A dodatkowo zachęciła mnie cena, bo za spodenki zapłaciłam 15 zł, a za koszulki 10 zł/sztukę. Pisząc to, aż sama zastanawiam się, jak to jest możliwe, że w tak niskich cenach możemy kupić ciuchy bawełniane… ale nie ma co się zastanawiać, trzeba korzystać. Ważne, że dzieci szczęśliwie mogą się brudzić, a rodzice nie ubolewają nad plamami na ubrankach i swoim portfelem. Jeśli chcecie zobaczyć ubranka, które ma na sobie Lew, to zapraszam Was na Inspiracje Pepco.
Fajne jest to w ciuszkach z Pepco, że można je fajnie łączyć, niekoniecznie musimy ubierać całe komplety. Mamy wiele możliwości, tak jak wyżej pokazałam Wam bluzeczkę z najnowszej kolekcji w połączeniu z czarnymi jeansami. Dla równowagi zakładamy też czasem komplet lub po prostu to, co mamy w danej chwili pod ręką. Tutaj kilka zdjęć z centrum dowodzenia Lwa — ostatnio uwielbia udawać, że ktoś do niego dzwoni.
I już na sam koniec – mam dla Was niespodziankę, poza tym, że zrobiłam ostatnio Lewkowi milion zdjęć, to zrobiłam też krótki filmik. Zobaczcie, jak wygląda nasze szczęsliwe brudzenie się o poranku. 🙂