Zanim zabrałam się za napisanie tego artykułu, wielokrotnie zastanawiałam się, czy w ogóle poruszać ten temat, bo przecież nie jestem jedyną kobietą w ciąży, która czuje się niewidzialna.
Tyle się teraz mówi o empatii, o tym, żeby być dla siebie dobrym, a tymczasem ludzi przerasta widok ciężarnej kobiety. Odwracają głowy i podziwiają krajobrazy za oknem, udają, że czytają książkę, czy po prostu komentują: „ciąża to nie choroba”. Zastanawiacie się, dlaczego jednak zdecydowałam się poruszyć ten temat? A no dlatego, że trudno teraz być kobietą w ciąży, a jeszcze trudniej, kiedy w społeczeństwie, które uważa się za pro rodzinne, brakuje szacunku i zrozumienia. Kobiety z brzuszkiem są ignorowane, traktowane jak powietrze. Zawsze wydawało mi się, że stan błogosławiony jest dla nas czymś pięknym, czymś, z czego możemy być dumne, a tymczasem zachowanie innych sprawia, że czujemy się jak trędowate. Czy to jest normalne? Czy ciąża to naprawdę teraz ujma, a nie duma?
Jak się okazuje, mając brzuszek, nosząc w sobie drugiego człowieka, stajemy się niewidzialne dla otoczenia. Niewidzialne w komunikacji miejskiej, urzędzie i przychodni. Niewidzialne w kolejce na poczcie i niewidzialne w supermarkecie. Po prostu nie ma nas.
Ciąża to nie choroba! I dobrze, mogę się zgodzić, choć nie słyszałam nigdy bardziej bezsensownego zdania, bo nie chodzi tu o licytowanie się i rozstrzyganie kto jak się w tym stanie czuje. Jedne kobiety przechodzą ten okres bez większych problemów, czują się wyśmienicie i stanie w kolejce nie stanowi dla nich problemu, a drugim jest słabo, mają mdłości i zwyczajnie nie mają siły lub bolą je plecy. Kto nie był w ciąży, to nigdy nie zrozumie tych dolegliwości. Sama musiałam zajść w drugą ciążę, żeby przekonać się, że to nie jest okres usłany różami, tak jak to było w pierwszej ciąży. Przykre jest to, że ludzie za wszelką cenę chcą kwestionować złe sampoczucie i uciązliwe doliglewości kobit w ciąży. Jednak nie o tym chciałam mówić, a o tym, że nie chodzi tylko i wyłącznie o wygodę kobiety, a o bezpieczeństwo dziecka. I o to, by nie uciekać wzrokiem od ciężarnej, a zobaczyć w niej kobietę, która nosi nowe życie, że w jej brzuchu to nie poduszka, a mały człowiek, który potrzebuje ochrony.
Komunikacją miejską poruszam się minimum 4 razy dziennie. Dwa razy rano, kiedy odwożę córkę do przedszkola i dwa razy po południu, kiedy ją odbieram. Wiecie ile razy w ciągu ostatniego miesiąca, kiedy to mój brzuch nie jest już niewidzialny, ktoś ustąpił mi miejsca? Dwa razy. I tak może wydawać się to małostkowe, że to pamiętam… ale pamiętam też, kto mi tego miejsca ustąpił. Za każdym razem był to mężczyzna. I mimo, że czuję się dobrze, to chciałabym Wam opowiedzieć o pewnej sytuacji, którą niedawno miałam nieprzyjemność przeżyć. W nawiązaniu do tego, co pisałam wyżej. A mianowicie chodzi o ochronę małego człowieka w brzuchu.
To był dzień jak co dzień. Zawiozłam Lily do przedszkola, wróciłam tramwajem do domu i zabrałam się za obowiązki domowe. Chwilę popracowałam przy komputerze, pokrzątałam się po domu, ugotowałam obiad i zrobiłam pranie. Kiedy wybiła godzina 16:00, wyruszyłam ponownie do przedszkola, by odebrać córkę. Jak zwykle wracałyśmy przez park, wstąpiłyśmy też na plac zabaw, a następnie udałyśmy się na tramwaj, by wrócić do domu. I tu zaczyna się moja historia.
Wsiadłyśmy do tramwaju, o dziwo, jak na tę godzinę, nie był bardzo zatłoczony, ale wolnych miejsc też nie było. Podeszłyśmy do okna, by móc złapać się barierki. Zawsze tak robimy. Tym bardziej, kiedy jedziemy starym tramwajem, który tak szarpie i kołysze, iż zapewnia mocne doznania wstrząsowe, lepsze niż na niejednym wesołym miasteczku. W połowie drogi nagle tramwaj gwałtownie skręcił, szarpnął i zahamował. Zgadnijcie, co w tym czasie działo się ze mną i córką? Młoda się trzyma, spytała po chwili: „Mamusiu wszystko w porządku?”. A mamusia leżała na środku tramwaju. Nawet nie wiem, kiedy to się stało… przecież się trzymałam. W pierwszej chwili chciało mi się płakać, ale od razu zaczęłam wstawać i zastanawiać się, czy wszystko dobrze z maleństwem. A wiecie, co było najgorsze? Nikt mi nie pomógł, nikt poza córką nie zapytał, czy wszystko w porządku. A nawet usłyszałam śmiech w oddali. Czułam się bezradna i ośmieszona, bo czułam ten okropny wzrok ludzi, ale nikt z nich nie odważył się na podanie mi ręki. Ludzie, ciąża nie jest zaraźliwa!
Wszystko skończyło się dobrze, bo upadłam na pupę i podparłam się dłonią. Nadgarstek bolał przez kilka dni, ale z dzieckiem wszystko w porządku, a to najważniejsze. Ta sytuacja skłoniła mnie do refleksji, czy naprawdę jest z nami tak źle, że kompletnie nie dostrzegamy drugiego człowieka?
Kolejna sytuacja z drogerii. Stałam z koszykiem w kolejce i czekałam na swoją kolej. Jednak Pani kasjerka, kiedy zobaczyła mój brzuch, poprosiła mnie do kasy poza kolejnością. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam, że nie będę musiała stać, tym bardziej że było już późno i tego dnia nie czułam się najlepiej, ale wzrok ludzi szybko pozwolił mi się tą sytuacją przestać cieszyć. Wiecie, jak patrzyły na mnie młode dziewczyny, które stały przede mną w kolejce? Ta pretensja, wzdychanie i przewracanie oczami. Czułam się jak przestępca. Jakbym zrobiła coś złego. A przecież nie tak powinno to wyglądać. Nie powinnam czuć się winna, a tymczasem miałam wyrzuty sumienia, tylko dlaczego?
Ciąża? Nie wierzę!
W większości sklepów można zauważyć karteczki z informacją o kasach pierwszeństwa, czy nawołujące do przepuszczania w kolejce. Szkoda, że nikt się do nich nie stosuje.
A jeśli chcesz skorzystać z przywileju pierwszeństwa, to musisz sama się o to upomnieć. Trzeba jednak liczyć się z reakcją otoczenia, a te bywają różne.Przyznam, że nigdy jeszcze nie poprosiłam o obsłużenie mnie poza kolejnością. Nigdy. Wystarczyło, że raz, w pierwszej ciąży Pani kasjerka poprosiła mnie przed szereg w supermarkecie. Co ja się wtedy nasłuchałam to moje. I nawet nie wypada o tym pisać. Zdarzyło się nawet, że jedna babeczka posądziła mnie o udawanie ciąży i sprawdzała, czy brzuch mam prawdziwy. Dacie wiarę? Na forach i grupach Facebookowych można przeczytać wiele podobnych, jak nie gorszych historii o tym, jak ciężarne wykorzystują swój brzuch, by skorzystać z przywileju pierwszeństwa.
Kobiety w ciąży boją się prosić o pomoc, czy przepuszczenie w kolejce i wcale się nie dziwię, bo sama nie wychylam się z takimi prośbami. Nie wydaje mi się to dobre, bo przecież powinnam o to prosić i na pewno się tego nie bać, a tymczasem obawiam się reakcji otczenia i wolę się wycofać, być niewidzialna.
Apeluję do młodych mam, by tak, jak uczą swoje dzieci mówić „dzień dobry”, myć rączki i robić siku, by uświadamiały swoje dzieci, komu należy ustąpić miejsca w tramwaju i dlaczego. Trzeba to mocno podkreślić, że brak empatii wynika z braku wychowania.
Bardzo boli mnie fakt, że nie zauważamy teraz drugiego człowieka, a to naprawdę nie kosztuje dużo. Sami przyznacie, że zwykły uśmiech obcej osoby potrafi często zrobić nam dzień. Bądźmy dla siebie dobrzy!
Już na samo zakończenie chciałabym napisać, że kobiety ciężarne naprawdę nie oczekują od ludzi, że będą ustępowali miejsca, ponieważ jest im ciężko, czy źle się czują, ale chodzi przede wszystkim o BEZPIECZEŃSTWO dzieci, które noszą w brzuchu. O to, by je chronić.
Jedyne czego oczekujemy to Waszej wyobraźni, bo jestem pewna, że każdy, kto choć przez chwilę zastanowi się, co może stać się z dzieckiem w brzuchu przy ostrym hamowaniu autobusu czy tramwaju, wstanie sam. Dlatego, jeśli w komunikacji miejskiej zobaczysz kobietę w ciąży, zareaguj, nie odwracaj głowy, nie traktuj jak powietrze. Nie pozwól, byśmy były niewidzialne!