Jakiś czas temu kupiłam odżywkę do włosów, która okazała się totalnie nietrafiona. Włosy były po niej matowe, trudno się rozczesywały, a zapach w ogóle nie był kokosowy, jak zapewniał producent. Użyłam jej może dwa razy, mąż raz i tak stała nieużywana kilka miesięcy w naszej łazience.
Chciałam ją nawet wyrzucić, bo nie lubię, jak coś stoi niepotrzebnie, a już nie znoszę mocno, jak trzymam coś w domu tylko dlatego, że szkoda wyrzucić. Ooo, jak ja tego nie lubię! A i tak kończy się to zawsze tak samo…
Nie wyrzucam, bo mąż mówi, że szkoda i że może jeszcze użyje. Okazuje się zwykle, że on wcale tego nie używa i wcale tego nie potrzebuje i nigdy nie potrzebował, termin ważności mija, a ja hop wyrzucam do kosza. ;)
Tak jakby nie można było tego od razu wyrzucić, czy oddać. Tylko trzeba trzymać, czekać, bo przecież może się przyda… :)
I tak sobie właśnie stała ta odżywka do włosów, taka smutna w tej łazience naszej, aż mi było jej żal. Bidulka, jakby to powiedziała Lily. No przecież nie będę czekała jeszcze dwóch lat, żeby ją wyrzucić. Takiej otwartej też nie oddam, tym bardziej że naprawdę była do kitu. No, szkoda mi jej było strasznie. Taka nieużyteczna. Aż nagle, mam — znalazłam rozwiązanie. Doskonałe!
Prawda, że genialne?
Wystarczy połączyć te trzy składniki i ciastolina gotowa. Nic prostszego. Lily stwierdziła, że to chyba najfajniejszy film i najłatwiejsza rzecz, którą robiła w swoim życiu. Zabawa była nie z tej ziemi! 😉
To nie byle jaka ciastolina.
Powiem Wam szczerze, że nie spodziewałam się takiego efektu WOW. Ona była (w sumie to jest, bo bawimy się nią do dziś) tak przyjemna, elastyczna i o dziwo pachnąca (czyżby odżywka zaczęła pachnieć? :) ), że nie mogliśmy przestać się nią bawić. Pół dnia, z ręką na sercu, bawiliśmy się wszyscy. Lepiliśmy torty, kanapeczki i inne smakołyki.
Najfajniejsze jest to, że ta ciastolina nie brudzi. Bardzo łatwo zmywa się z rąk i nie wlepia się w dywan! A do tego jest trwała. My zrobiliśmy ją w poniedziałek, dziś mamy czwartek i nic się z nią nie stało. Trzymamy ją w szczelnym pojemniku i jeśli tylko zacznie wysychać, to myślę, że będzie można dodać do niej znowu odrobinę odżywki i będzie jak nowa. 🙂
Lily uwielbia plastelinę, ciastolinę, piasek kinetyczny i wszystko to, co się da kroić, ściskać, wyciskać i układać.
Była oczarowana tym eksperymentem. Przyznam szczerze, że ja też.
Zobaczcie sami, jakie to PROSTE. Weźcie swoje maluchy do stołu i działajcie! 🙂