Będąc dzieckiem, bardzo lubiłam zabawy w dom, teraz przyszła kolej na moją córkę. A ja się bardzo cieszę, że mogę uczestniczyć w tych zabawach i poprzez zabawę uczyć empatii, opiekuńczości i odpowiedzialności.
Jak wiecie, moja córka Lily nigdy nie lubiła bawić się lalkami, co więcej, ona lalek po prostu nie znosiła… do czasu. Całkiem niedawno, pierwszy raz poprosiła mnie o lalkę: „Mamo, kupisz mi lalkę bobasa?”. Zdziwiła mnie ta prośba, bo szczerze mówiąc, myślałam, że taki moment nigdy już nie nadejdzie, ale postanowiłam pociągnąć temat i porozmawiać z nią, dlaczego chce, bym taką lalkę jej kupiła. Odpowiedź mnie nie zaskoczyła. „Chcę się bawić w dom. I mieć dzidziusia. Po prostu”. To przecież takie oczywiste. Czy Wy nigdy nie bawiłyście się w dom? No jasne, że się bawiłyście. Ja też. Od razu przypomniało mi się, jak dostałam swojego pierwszego bobasa, którego tak naprawdę miał mi dostarczyć św. Mikołaj pod choinkę, ale pech chciał, że wcześniej znalazłam go w szafie. Jak tak sobie przypominam ten okres, to byłam właśnie w wieku Lily. To był piękny czas, całymi dniami biegało się po dworze, bawiło w dom i robiło jedzenie z piasku dla swojego bobasa. Zaraz po kolekcjonowaniu kolorowych karteczek w segregatorze to była moja ulubiona zabawa. Wymieniałyśmy się z koleżankami ubrankami i różnymi innymi akcesoriami dla lalek, ja miałam to szczęście, że moja mama była krawcową, więc tych ubranek dla lalek miałam bardzo dużo. Wszyscy mi zazdrościli. Na samą myśl uśmiecham się do siebie, to było piękne dzieciństwo. Od zawsze lubiłam lalki, a później dzieci. Już będąc dzieckiem, mówiłam, że chcę zostać przedszkolanką. Wszyscy w rodzinie też tak obstawiali. Był czas, że pracowałam jako opiekunka. Później prowadziłam warsztaty dla dzieci i młodzieży i spełniałam się w tym zawodzie totalnie, czasem brakuje mi nawet tego czasu z dzieciakami. Teraz to już dorośli ludzie, pozdrawiam Was z tego miejsca, bo wiem, że niektórzy czytają naszego bloga. Wracając do tematu, muszę przyznać, że ucieszyłam się, kiedy Lily poprosiła mnie o lalkę. Wiedziałam, że to kolejny fajny etap w jej życiu. W życiu każdej dziewczynki pojawia się pewnie taki czas, kiedy chce bawić się w dom. U nas przyszedł właśnie teraz…
Muszę się Wam przyznać, że ja nawet chciałam kupić jej takiego bobasa wcześniej. Oglądałam wiele razy pułki sklepowe w poszukiwaniu ładnej lalki, ale nic nie znalazłam. Temat nie był pilny, bo Lily jeszcze wtedy na bobaski nie chciała patrzeć, więc nie szukałam do oporu i odpuściłam temat. Ale całkiem niedawno napisała do mnie jedna firma z zapytaniem o współpracę, chodziło właśnie o zrecenzowanie lalki niemowlaka. Na początku pomyślałam, że nie, no bo jak? Skoro Lily nie lubi się takimi lalkami bawić, to nie ma szansy na recenzję, a co najwyżej mogę napisać, że lalka ładna, ale córka nie chce się nią bawić… myślę jednak, że nie o to chodziło firmie. Co prawda podkreślam zawsze, że nasze recenzje są prawdziwe. Nie zgadzamy się na teksty: kopiuj — wklej ze strony producenta. No i już miałam pisać, że nie, że nie tym razem, że odezwę się, jak coś się zmieni. A tu bach „Mamo, kupisz mi lalkę bobasa?”. Wszystko pięknie się zgrało, bo ominęło mnie wybieranie bobasa.
I dziś mamy przyjemność przedstawić Wam nowego członka rodziny interaktywną lalkę Little Joy, którą Lily nazwała Helena. Jest naprawdę uroczym bobasem. Wykonana jest z atestowanego, miłego w dotyku tworzywa. Li powiedziała, że jest jak prawdziwe dziecko. I tak jest, bo lalka wydaje z siebie 20 różnych dziecięcych odgłosów. Młoda któregoś razu wkręciła tatę przez telefon, że to Lew płacze. Dacie wiarę, że uwierzył? 😀 Na początku sama się też dałam nabrać, jak nagle lalka zaczynała płakać, to leciałam do drugiego pokoju zobaczyć, czy to na pewno lalka… a raz mówię do córki: „Kochanie, przytul lalkę, bo płaczę” a ona do mnie: „Mamo, a nie możesz mi jej chwilę przypilnować, ja Ci czasem dziecka pilnuję!”. Oczywiście, że popilnowałam, jakbym mogła tego nie zrobić, kiedy widzę prawdziwe łzy. 😉
Lalka poza prawdziwymi łzami ma jeszcze kilka innych funkcji, można ją np. karmić. To chyba ulubiona część zabawy bobasem, oczywiście zaraz po wysadzaniu lalki na nocnik. Wszytskie gadzety znajdziecie w zestawie: nocnik, smoczki, pieluchę i butelkę do karmienia.
Zobaczcie, ona nawet wie, że po nakarmieniu dziecka, trzeba je wziąć do odbicia. No, kopia mnie. Totalnie! <3
Później tulić i przytulać.
Myślę sobie, że moja córka w ostatnim czasie zrobiła się taka dorosła, mimo iż tak naprawdę jest jeszcze małym dzieckiem. Pojawienie się na świecie rodzeństwa bardzo usamodzielnia, uczy cierpliwości i opiekuńczości. Zabawa lalką jest dobrym wprowadzeniem do przyjęcia w swoje życie rodzeństwa, pokazania jak to będzie wyglądać. Niestety ja z takiego rozwiązania nie mogłam skorzystać, bo jak wspomniałam Wam wyżej, Lily wcześniej nie chciała bawić się lalkami. Teraz kiedy jest na świecie młodszy brat i widzi, jak wygląda życie z niemowlakiem, że nie jest takie straszne, że mama jest nadal uśmiechnięta i kocha ją tak samo, jak brata, dorosła do zabawy. Chce wszystko robić jak mama.
Mnie to oczywiście ogromnie wzrusza, bo jak widzę ją taką troskliwą, opiekującą się swoją lalką, to serce mi pęka z dumy, że mam taką mądrą córkę. Ona nie tylko jest czuła dla lalki, ale także dla małego Lewka. Nie sądziłam, że tak łatwo przyswoi się do nowej roli. Bałam się, że będzie zazdrosna, ale nic takiego nie miało jeszcze miejsca. Codziennie uczymy się siebie nawzajem.
Zobaczcie tylko, jak ona trzyma Helenkę, jak prawdziwe dziecko. Robiłam te zdjęcia i nie mogłam się napatrzeć. Cieszę się, że mogę razem z nią bawić się w dom, bo widzę, jak ona postrzega rodzinę i to, co się u nas dzieje. Nie na darmo mówi się, że dzieci są naszym odbiciem. Od zawsze się tym kieruję i to owocuje.
- Mamo, zróbmy zdjęcie, jak ją przewijam.
I podbiegła do przebijaka, a ja widząc ją zmieniającą pieluchę, widziałam siebie. Nie powiem, wyjdzie tu trochę narcyzm ze mnie, ale to był piękny widok. I jeśli ja, choć w 50% jestem taka dla nich, jak ona dla swojej laki, to mogę być dumna. Z siebie, że jestem taką mamą i z nich, że kiedyś, jak dorosną, będą dobrymi ludźmi. I choć nie jestem idealna, to staram się każdego dnia być dobrą mamą.
Być jak mama, ja chcę być jak mama. To najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałam. Jeszcze bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem dla niej wzorem. Kimś z kogo należy brać przykład. Nie mogę jej zawieść, dlatego uczę się siebie, nas i staram się być po prostu dobrym człowiekiem. A przede wszystkim spędzać jak najwięcej czasu razem. Między innymi na zabawie, bo to poprzez zabawę uczymy nasze dzieci najwięcej.
Codziennie, choć przez chwilę bawimy się w dom. Jesteśmy, jak to Lily mówi, mateczkami — kumpelkami. I wiecie co? Zabawa w odgrywanie ról daje wiele możliwości. Pobudzamy swoją i dziecka wyobraźnię, co jest niezwykle ważne, ponieważ w dorosłym życiu pomaga nam to na szukaniu rozwiązań, niepoddawaniu się, a rozwiązywaniu problemów. Poza tym każda okazja jest dobra do zabawy, bo to czas spędzony razem jest najcenniejszy. Wiem, że czasem jest ciężko, bo jesteśmy zmęczeni, nie mamy siły lub zwyczajnie nam się nie chce, ale czy chcecie, by Wasze dziecko wspominało swoje dzieciństwo z rozczarowaniem, że tata, czy mama nie chciała się z nim bawić jego ulubionymi zabawkami? Mnie też często na końcu języka pojawia się „pobaw się sama”, ale szybko zapala mi się czerwona lampka i pytam: „To w co chcesz się bawić?”. I tak pada po raz setny na dom, a ja w głowie mam wszystkie edukacyjne gry, które przecież mogłyby nauczyć ją więcej… i znów sobie mówię „Joanna, obudź w sobie dziecko”. Każda zabawa czegoś uczy, pomaga odreagować stres związany z przedszkolem, czy szkołą. Zaspokaja różne potrzeby. A zbudowana więź podczas zabawy daje więcej niż wszystkie najdroższe gry edukacyjne.
Kończąc naszą dzisiejszą historię o byciu mamą, wklejam Wam kilka zdjęć Lily z jej uroczą Heleną.
A Helen w ubranku niebieskim(jest też różowa wersja Little Joy), bo L. nie znosi różowego, ale to już na pewno wiecie! 😉